Marias Hudplejeklinik, Kongens Lyngby (Dania)
- Właścicelka: Maria Tang
- Jak długo działa salon: 31 lat
- Usługi: zabiegi na twarz, depilacja woskiem i pastą cukrową, kobido, mani i pedi hybryda,
- Zatrudnienie: trzy osoby
- Powierzchnia salonu: 148 m2
Skąd wzięła się decyzja o otwarciu gabinetu za granicą?
Moja historia jest ciekawa. Wyjechałam z komunistycznej Polski w 1988 roku – na studiach poznałam bowiem Duńczyka. Studiowałam wówczas geografię na UMCS w Lublinie. W Danii poszłam na kurs językowy i nauczyłam się duńskiego w pół roku. Odwiedzając centra handlowe, byłam zachwycona tymi kremami i ilością dostępnych na rynku produktów. No i sprzedawczynie były takie ładne… Powiedziałam sobie wtedy „ja też chcę taka być”.
Dlatego poszłam do szkoły kosmetycznej, którą ukończyłam w 1992 roku. Salon otworzyłam rok później i prowadzę go do tej pory. Początki były trudne, bo w 1993 r. było mało gabinetów kosmetycznych i ludzie nie chwalili się tym, że chodzą do kosmetyczki. Nie było wtedy internetu ani Instagrama – więc by się wypromować, zaczęłam w lokalnej gazecie publikować rubrykę „zapytaj Marię”. Ludzie pytali, a ja odpisywałam. I tak stałam się „znana”.
Zaczęłam jeździć na targi do Londynu i tam zauważyłam ogromne zainteresowanie samoopalaczem St. Tropez. Kiedyś samoopalacz kojarzył się z suchą, pomarańczową skórą i zaciekami. Byłam pierwszą osobą, która wprowadziła ten kosmetyk do Danii i do tej pory jestem jego krajowym dystrybutorem.
Około roku 2005 klientki zaczęły pytać o wosk brazylijski. Wtedy powiedziałam sobie w myślach – no way… Ale zainteresowanie było olbrzymie. Skontaktowałam się z ekspertką z Los Angeles. Zaprosiłam ją do Danii, a ona wyszkoliła mnie i moich pracowników; uzyskaliśmy także uprawnienia do organizowania kursu dla innych salonów. Potem przez wiele lat prowadziłam takie szkolenia dla innych podmiotów na rynku.
Gabinet miewał wzloty i upadki. Kryzys finansowy w 2016 r., budowa/remont ulicy i długotrwałe utrudnienia, a teraz niedawno Covid, kryzys energetyczny, wojna na Ukrainie i w Izraelu. Ale udało się to wszystko przetrwać.
O jakie usługi najczęściej pytają klientki?
W Danii ludzie stawiają na naturę, stylizacje paznokci – najlepiej nude. Popularna jest pasta cukrowa i zabiegi manualne. W Danii tylko lekarze mogą obsługiwać, przykładowo, laser czy HIFU – kosmetyczkom zostają zabiegi białe. Z zabiegów na twarz klientki często decydują się na kwasy. Z racji tego, że kosmetyczkom „prawie nic nie wolno”, musimy mieć bardzo dobre zabiegi i być specjalistami w swojej dziedzinie, aby być w stanie utrzymać klienta. Podczas epidemii Covid dużo salonów zamknęło swoje podwoje i potem wielu dotychczasowych ich klientów już nie wróciło.
Kto może pracować w Danii w gabinecie kosmetycznym? Czy zawód ten podlega regulacjom i czy polskie dyplomy lub certyfikaty są tam uznawane?
W Danii każdy może w tej branży pracować – nawet osoba, która ukończyła weekendowy kurs. Nie ma żadnej kontroli i tak naprawdę klient nie wie, do kogo idzie. Ale są szkoły – roczna Cidesco i technikum kosmetyczne, które trwa 2,5 roku, łącznie z praktykami w salonie.
Czy osoba zakładająca salon może liczyć na programy wsparcia ze strony państwa (np. jakieś dopłaty, refundacje itp.)?
Nie, w Danii nie ma żadnego wsparcia ze strony państwa ani Unii. W 1993 r., kiedy sama zaczynałam, była możliwość skorzystania z pomocy, ale od 20 lat już nie ma.
Jak wygląda rynek pracy w Danii? Czy łatwo znaleźć dobrego pracownika? Na jakich zasadach działa zatrudnienie (np. umowa podobna do umowy o pracę, własna działalność itp.)?
Obecnie, po epidemii Covid, znalezienie w Danii dobrego pracownika jest (prawie) niemożliwe. Wiele osób zmieniło zawód, wiele klinik się „zmniejszyło”, bo jest mniej klientów po pandemii. Klienci nie wrócili, gdy nas w końcu otworzono, i teraz, po trzech latach, czasami patrzę, czy ktoś wraca. Musieliśmy zdobywać i budować nową bazę klientów. Od lat zatrudniam Polki, bo są dokładniejsze, mają większą wiedzę i kulturę osobistą. Ale przez te lata zatrudniałam też Dunki oraz osoby z Bułgarii, Rumunii, Ukrainy i Kuby.
Czy gabinety podlegają, tak jak w Polsce, kontroli, np. sanepidu?
W Danii nie ma kontroli sanepidu ani niczego podobnego. Raz mieliśmy wizytę Inspekcji Pracy i jej urzędnicy patrzyli, czy stoły, krzesła albo łóżka są regulowane, czy jest okno, światło dzienne i dostęp do świeżego powietrza.