Jolanta Zwolińska, pionierka polskiej branży beauty, od 40 lat udowadnia, że pasja i determinacja mogą przełamywać największe bariery. W wywiadzie opowiada o pełnych wyzwań początkach kariery w czasach PRL-u, kiedy „prywatna inicjatywa” była traktowana z podejrzliwością, oraz o transformacji branży, którą współtworzyła jako założycielka Sorayi, Dermiki, Yonelle i MedEstelle. Jolanta Zwolińska dzieli się refleksjami na temat zmian, jakie zaszły w oczekiwaniach klientów, mówi o ciągłej potrzebie innowacji i planach na przyszłość, które obejmują rozwój nowych technologii i ekspansję zagraniczną.
Jak wyglądały Pani początki działalności w branży beauty 40 lat temu? Jakie były największe wyzwania na starcie?
Rynek kosmetyczny w PRL-u a teraz to jak dwa różne światy! Wtedy byliśmy mocno ograniczani przez władzę, służby, jakieś absurdalne przepisy. Byliśmy podejrzaną „prywatną inicjatywą”. To nie brzmiało dobrze i dawano nam odczuć, że jesteśmy na cenzurowanym. Wyzwania? Mnóstwo tego było… Kiedy w 1984 roku zakładałam pierwszą firmę (Soraya), nie miałam żadnych własnych pieniędzy. Trudno było zdobyć składniki czy sprzęt do produkcji, bo dewizy były ograniczone. Wyjazd za granicę był dużym wyzwaniem, bo o wydanie paszportu trzeba było się starać miesiącami. W każdej chwili można było być wezwanym przez służby, nawet nie wiedząc dokładnie za co – chyba specjalnie takie poczucie niepokoju w nas wzbudzano, typowe nękanie kompletnie nieoparte na jakichś prawdziwych przewinieniach…
Jakie zmiany w branży beauty były dla Pani najbardziej zaskakujące przez te 40 lat?
Branża beauty przeszła całkowitą rewolucję i to na każdym polu! Teraz mamy dostęp do nowoczesnych, światowych technologii, które kiedyś wydawały się kosmiczne, wręcz niewyobrażalne. Poznaliśmy co to znaczy wolny rynek. Pielęgnacja stała się naukowym wyzwaniem, bardziej dostępna dla wszystkich i spersonalizowana. Obecnie to styl życia, bez względu na płeć, i to jest naprawdę super. Do tego rosnąca świadomość ekologiczna XXI wieku sprawiła, że klienci przywiązują większą wagę do składu kosmetyków i ich wpływu na naszą skórę. W latach 80 nie było w Polsce marketingu, a w latach 90 opieraliśmy się głównie na marketingu tradycyjnym – klientki polecały sobie nawzajem sprawdzone kremy Dermiki lub dowiadywały się o nowościach z prasy. Wtedy też przekonaliśmy się, że najważniejszy jest produkt, najważniejszy jest klient. A teraz? Internet i media społecznościowe dają nam możliwości nawiązywania bezpośrednich relacji z odbiorcami. Trzeba się ciągle uczyć nowych rzeczy i sprawia mi to dużą przyjemność.
Czy obserwuje Pani zmiany w oczekiwaniach klientów wobec produktów kosmetycznych na przestrzeni lat?
Zdecydowanie. Klienci są teraz znacznie bardziej świadomi i wyedukowani. Oczekują nie tylko potwierdzonej naukowo skuteczności, ale także etycznych praktyk w produkcji. Chcą znać składniki używanych kosmetyków i ich pochodzenie. To zjawisko zobowiązało nas, jako producentów, do jeszcze większej transparentności i otwartości w naszych działaniach. Zmiany te są pozytywne i stają się motorem do wprowadzania innowacji.
Co jest największym źródłem satysfakcji w prowadzeniu własnej firmy?
Poczucie wolności. Bycie właścicielem firmy daje wolność. Moje życie tak się układało, że zawsze wyrywałam się gdzieś do przodu. Poczucie wolności było najważniejsze. Dzięki biznesowi odkryłam w sobie determinację oraz zdolność do ryzyka. Chciałam podejmować nawet ryzykowne decyzje i być za nie odpowiedzialna. Zapewne te firmy, które tworzyłam, może w sposób nieuświadomiony, były mi potrzebne, by być wolnym człowiekiem. Wiem, brzmi prawie jak credo, ale tak właśnie to czuję. Poza tym nie mogłabym nie robić nic. To nie leży w mojej naturze. Sprawdzam się w działaniu. Zawsze chciałam tworzyć coś nowego, innowacyjnego, wykraczającego poza standardy. Mam fioła na punkcie skuteczności działania. Jako biolog dobrze to czuję. Mój kosmetyk musi być lepszy od innych albo od swojej poprzedniej wersji. Tylko wtedy odczuwam radość i satysfakcję z pracy.
Jakie emocje towarzyszą Pani w związku z obchodami 40-lecia pracy w branży beauty?
Nie da się ukryć, że wspomnienia wywołują dużo emocji… Jestem naprawdę dumna z tego, co udało mi się osiągnąć. Bywały w moim życiu momenty trudne, ale bilans wychodzi na plus. Zdecydowanie! Czuję ogromną satysfakcję – współtworzyłam trzy firmy, cztery marki kosmetyczne: Sorayę, Dermikę, Yonelle i MedEstelle, które na stałe wpisały się w krajobraz branży beauty w Polsce. Każda z nich ma swoją unikalną historię i misję, a ich sukcesy to dla mnie potwierdzenie, że pasja i determinacja mogą przynieść wspaniałe efekty.
Jakie ma Pani plany na przyszłość?
Nie zamierzam spocząć na laurach! W głowie mam mnóstwo pomysłów, które chcę wprowadzić w życie. Planuję dalszy rozwój marek Yonelle i MedEstelle, które stworzyłam razem z Małgorzatą Chełkowską. Chcemy wprowadzać coraz bardziej innowacyjne produkty i zabiegi oraz planujemy ekspansję za granicą. Widzę duży potencjał w kosmetyce profesjonalnej i jej nieograniczonych możliwościach. Dlatego cieszę się, że MedEstelle, jako korneoterapeutyczna marka premium, z impetem zdobywa rynek i serca kolejnych klientów dzięki swojej skuteczności i nowatorskim rozwiązaniom. Chciałabym inspirować innych i pokazywać, że prowadzenie biznesu to nie tylko praca, ale przede wszystkim pasja, która przynosi radość i satysfakcję.
Z Jolantą Zwolińską rozmawiała redaktor naczelna BEAUTY FORUM Kamila Olszewska.