Z tego artykułu dowiesz się:
• Czym są koloranty, nośniki i solventy?
• Co kryje się pod pojęciem „agregacji odwracalnej” charakterystycznej dla pigmentów PMU?
• Czy wielkość cząsteczki kolarntu ma znaczenie? Jakie?
• Dlaczego w PMU nie mają zastosowania pigmenty czysto organiczne?
Co jest w butelce i dlaczego tam jest? (cz. 1) | Tematyka pigmentów do makijażu permanentnego wzbudza wiele dyskusji. No właśnie, pigmentów czy barwników? Organicznych czy nie? Już tu zaczynają się spory o terminologię, w których merytoryczne argumenty zbyt często są dodatkowo zakłócane przez marketingowe slogany. Zacznijmy od podstaw, czyli analizy tego, co znajduje się w tych małych buteleczkach i dlaczego zostało tam umieszczone? Tak więc od początku. Czym jest PIGMENT? Najprościej ujmując jest to farba, której używamy w zabiegach dermopigmentacji. Jest to więc barwiąca mieszanina chemiczna, która ze względu na swoje przeznaczenie oraz docelowe miejsce zdeponowania uwzględnia prawa wynikające z chemii, fizyki, biologii itd. A jeżeli jest to mieszanina to oznacza, że „bohaterów” tego utworu jest co najmniej kilku. Konstrukcja utworu literackiego pozwala najbardziej optymalnie dystrybuować treści, które ma do przekazania, a jednocześnie mówi nam, z jakim typem utworu mamy do czynienia. Podobnie jest z pigmentami, one również mają swoją konstrukcję, a elementy w niej zawarte pozwalają nam ocenić, z czym mamy do czynienia i co będzie możliwe.
Chemiczne ABC
W przypadku pigmentów mamy do czynienia z zawiesiną koloidalną, co oznacza, że nasze koloranty znajdujące się w pigmencie nie są rozpuszczane, a rozpraszane. W konstrukcji pigmentu wyróżnimy KOLORANTY, czyli pigmenty lub substancje barwiące o cechach pigmentu, oraz VEHICLE, tak są najczęściej nazywane w literaturze anglojęzycznej. Choć to powyższe pojęcie jest jak najbardziej trafione, to ja pozwolę sobie stosować pojęcie NOŚNIKA. Rola nośnika jest wielowątkowa, jednakże jest on skoncentrowany na tym, aby w ramach zaprogramowanego celu jak najskuteczniej i najefektywniej zdeponować pigment w tkankach. Cel jest jeden, ale w tej zbiorczej kategorii NOŚNIK są zawarte podfunkcje dla konkretnych, obecnych w nim substancji. Tak więc w nośniku będę zawarte substancje lub związki, które nazwiemy SOLVENTAMI (rozpuszczalnikami), BINDERS (spoiwami) oraz podgrupa DODATKI, w ramach której znajdziemy: konserwanty, surfaktanty, środki zagęszczające, wyciągi z ziół itd.
Komponent rozpraszający
SOLVENT – nazywamy go rozpuszczalnikiem, jednakże jego rola nie polega na rozpuszczaniu, a na rozpraszaniu cząsteczek kolorantów. Nasze koloranty mają postać barwiącego proszku, który nie rozpuszcza się w wodzie, alkoholach lub olejach, natomiast potrafi się w nich dobrze rozproszyć. Najczęściej rolę solventu w pigmentach pełni woda, przy czym należy podkreślić, że może to być woda demineralizowana, sterylizowana czy sterylna, a to są różne kategorie czystości biologiczno-chemicznej. W roli solventu możemy również spotkać alkohol denaturyzowany.
(Nie)trwałe związki?
To w spoiwach (BINDERS) w mojej ocenie leży główna różnica pomiędzy pigmentami PMU (zdolność do samozanikania pigmentacji) oraz pigmentami tattoo (wieloletnia, bez mała dożywotnia trwałość pigmentacji). W przypadku pigmentów PMU będą to spoiwa dające efekt aglomeracji cząsteczek (agregacja odwracalna), natomiast w przypadku pigmentów tattoo będą to spoiwa dające efekt trwałego agregatu (agregacja nieodwracalna).
Rozmiar ma znaczenie?
Wiem z własnego doświadczenia, jak trudno było mi znaleźć odpowiedź na pytanie, w czym tkwi różnica między tymi dwoma rodzajami pigmentów. Odpowiedzi oscylowały głównie wokół parametru wielkości cząsteczki. W pigmentach tattoo cząsteczka miała być znacznie większa (około 10–16 mikronów) od tych w pigmentach PMU (1–3 mikrony), a poza tym wszystko miało być takie samo, może z tą różnicą, że tattoo to w zasadzie sama organika.
Wielkość cząsteczki była wiarygodnym wytłumaczeniem zjawisk, które obserwujemy, ale prawda jak zwykle okazała się prostsza. Pigment deponowany jest w określonym środowisku i musi uwzględniać prawa, które w tym niekoniecznie przyjaznym środowisku panują, aby przetrwać w przestrzeni, która zawsze będzie go traktowała jako ciało obce, i musi mieć w sobie zawartą odpowiedź na wszystkie dające się przewidzieć czynniki, które chcą i mogą go unicestwić. Producenci pigmentów nie ignorują praw nauki, ale je uwzględniają w swoich produktach – najlepszą odpowiedzią na zaprogramowanie trwałości pigmentacji jest dobranie odpowiednich spoiw.
Diabeł tkwi w szczegółach
Choć rezultat, który mają osiągnąć spoiwa, ma być długoterminowy lub wieczny, to jednakże czas przeznaczony na wykonanie tejże misji mają bardzo krótki. Staje się to szczególnym wyzwaniem w przypadku pigmentów PMU, w których – powiedzmy sobie szczerze i potocznie – „klej jest słaby”. W tych pigmentach spoiwo lub ich kompozycja ma dać szansę w przyszłości na zneutralizowanie pigmentacji przez organizm, jednakże problemem do rozwiązania jest kwestia retencji (osadzenia się pigmentu) do czasu, kiedy będzie on w miarę bezpieczny, czyli do czasu epitelizacji naskórka. To, na co chciałbym zwrócić uwagę w zakresie spoiw, to kilka zagadnień ważnych z punktu widzenia procesu pigmentacji, jej pielęgnacji oraz usuwania.
– W. Gombrowicz mawiał, że interakcje międzyludzkie są zbudowane z napięć. W przypadku pigmentów te interakcje pomiędzy igłą a prowadnicą, pigmentem a skórą również są zbudowane z napięć… tyle że powierzchniowych. A więc będą one miały wpływ na technikę pracy, ustawienia igły, szerokość dyszy, czas pigmentacji oraz pielęgnację zabiegową i pozabiegową. Szczególnie w krytycznych w mojej ocenie 24 godzinach od pigmentacji.
– Przy usuwaniu pigmentacji za pomocą removera rodzaj spoiwa będzie decydujący w kwestii skuteczności zabiegu danym produktem. Lekkie mineralne removery nie poradzą sobie z pewnymi spoiwami. Natomiast w przypadku laserowego usuwania pigmentacji istotne problemy będą generować żywice naturalne zawarte w pigmentach, problem będzie narastał wprost proporcjonalnie do „gęstości” pigmentacji oraz grubości warstwy pigmentu.
– Tylko sanepid wierzy, że karta MSDS i etykieta prawdę Ci powie – niestety zarówno etykiety, jak i karty MSDS wielu produktów mają się nijak do rzeczywistości; żeby wiedzieć, z czym ma się do czynienia, należy samemu to sprawdzić.
Merytoryka a marketing, czyli o kolorantach
Aktualny spór o organikę i nieorganikę jest jałowy, bo ustawiony jest w ramach pustego w treści, ale skutecznego w efektach marketingu. Jeżeli pigment ma być widoczny po zaaplikowaniu go w skórę, to tu rządzą prawa fizyki i chemii, a nie marketingu. Kolor to po prostu fala elektromagnetyczna, a żeby była ona odebrana przez nasze oko, to musi być odbita… musi mieć się od czego odbić. To nieorganika posiada określone parametry fizyczne, których organika mieć nie będzie, i to one decydują, że nieorganika jest i będzie obecna w pigmentach. Jednocześnie paleta kolorów oparta na nieorganice byłaby bardzo wąska i stąd ta nieoceniona rola organiki jako twórcy odcieni w pigmentach, ale monogamiczna organika w pigmentach to wybitna rzadkość.
Poza tym w PMU nie używamy czystych pigmentów organicznych, jest to po prostu niemożliwe. To, czym my się głównie posługujemy, to są barwniki organiczne, a barwniki mają jedną nieprzyjemną cechę, która wyklucza ich zastosowanie w stanie „czystym” w pigmentach. Barwniki po prostu rozpuszczają się w wodzie, a czy można skutecznie pigmentować czymś takim w środowisku wodnym, jakim jest skóra właściwa? To byłby oczywisty nonsens i jednocześnie nie rozprawiamy przecież o wielkości cząsteczki cukru w herbacie. Więc jeżeli rozpraszamy cząsteczki barwiące w pigmencie, a nie rozpuszczamy, to co się wydarzyło, że coś rozpuszczalnego stało się nierozpuszczalne?
Barwniki organiczne nie mogą być stosowane w pigmentach do PMU w stanie czystym, ponieważ rozpuszczają się w wodzie, co wyklucza skuteczną pigmentacje w środowisku wodnym, jakim jest skóra właściwa.
Co mówią liczby?
Temu zagadnieniu warto poświęcić więcej czasu, bo często w nim tkwią istotne odpowiedzi dotyczące stabilności, trwałości i niezmienności koloru pigmentacji. Colour Index oferuje nam 77 999 indeksów substancji barwiących, w pigmentach obu typów stosujemy zaś nieco ponad 110 indeksów CI, ale w żadnym wypadku nie jest to równoznaczne z tym, że używamy tylko 110 substancji barwiących, bo samych zarejestrowanych substancji barwiących na czerwono, które mamy do dyspozycji, jest 8348. Ten sam indeks CI nie oznacza przecież, że to samo jest takie same. Co do parametru wielkości cząsteczki – to się daje łatwo ustalić, bo jest to parametr mierzalny. Nieorganika, którą znajdujemy w pigmentach, jest czasami o kilka rzędów wielkości większa od organiki, ale to nadal nie zmienia faktu, że dominującą wielkością cząsteczek barwiących są nanometry (1 mikron = 1000 nanometrów). Potwierdzenie tej tezy znajdziecie przede wszystkim w opracowaniach medycznych, ponieważ świat medycyny jest żywo zainteresowany nanocząsteczkami i ich wpływem na organizm człowieka.
Trudne związki
Pigmentu nie należy oceniać po okładce, a poszczególni jego bohaterowie mogę w nim pełnić różne role i warto to dostrzec. Pogłębiona analiza pozwala natomiast podjąć bardziej świadomą decyzję, czy istnieje szansa na nić porozumienia intelektualno-emocjonalnego, lub też stwierdzenie faktu, że my się razem chyba nie polubimy.
W kolejnych częściach cyklu „Pigmentów w PMU” skupimy się na dalszych zagadnieniach dotyczących pigmentów, zgłębiając różnorodne aspekty dotyczące ich właściwości, trwałości i bezpieczeństwa, zadając sobie m.in. pytanie: „Czy istnieje pigment idealny?”. Zapraszam do lektury kolejnego artykułu.
Rola konserwantów
Konserwanty w pigmentach mają funkcję bakteriostatyczną, co oznacza, że mają one chronić pierwotny produkt przed rozwinięciem się bakterii, które mimo procesu sterylizacji w jakiś sposób jednak przetrwały. Nie zabezpieczą one nas przed skażeniem wtórnym wynikającym z higieny naszej pracy.